|
Wywiad
ze Smokiem
(krótka rozprawa na temat pożywienia)
|
  budziłam
się tego ranka trochę za wcześnie, na zegarku była czwarta z minutami. Nie
mogłam już zasnąć. Wyszłam, więc na spacer.
Na głównej ulicy cuś siedziało. Tym "cusiem" okazał się skrzydlaty
gad zwany także smokiem. Siedział i najwyraźniej ciężko nad czymś myślał,
pomagając sobie dłubaniem to w zębach, to w uchu. Stałam jak wryta na rogu
skrzyżowania. Smok łypnął okiem.
- Co się gapisz!? Smoka nie
widziałaś?! - Parsknął oglądając to, co wydłubał sobie właśnie z ucha.
- Raczej nie - słowa z trudem
przechodziły mi przez gardło. Smok wydał mi się troszeczkę opryskliwy...
- Chodź no tutaj bliżej, bo
słabo cię słyszę maleństwo - nogi się trochę pode mną ugięły. Ale stwierdziłam,
że lepiej zginąć w paszczy smoka niż na raka płuc, co mi prawdopodobnie
grozi...Takie pożarcie to ciekawe doświadczenie... Smok chyba zauważył,
że się waham (kto by się nie wahał!!) - No przecież cię nie zjem. Pogadać
bym chciał - Spuścił trochę z tonu. Podeszłam.
- Dzięki za to wielkie. Nie
mam zamiaru na razie stawać się czyimś posiłkiem. - Niemiłe uczucie powoli
się ulatniało. Chociaż smok był jednak niecodziennym zjawiskiem w moim mieście,
trochę się już do niego przyzwyczaiłam. - Pogadać-... Hmmm to może mały
wywiadzik? Wiesz pomagam takiemu chłopakowi robić-stronę w sieci o smokach,
chyba trochę za mało... Więc...
- Stronę w sieci? A co takiego
- zaciekawił się smok.
- Długo by tłumaczyć- - machnęłam
ręką - Opowiem później. To, co zgadzasz się?
- W sumie, co mi szkodzi, mam
jeszcze trochę czasu - podszedł bliżej, coś mnie podkusiło, aby go pogłaskać-
po nosie. Lekko się zaniepokoił.
- Wiesz, co... Nie rób tak,
bo się jeszcze ręki pozbędziesz, nie jestem przyzwyczajony.
- Dobra... To, co zaczynamy?
- Usadowiłam się na krawężniku tylko, dlatego aby nogi przestały mi się
trząść. Pomimo tego, że od smoka biło ciepło ja miałam takie dreszcze ze
szczękały mi zęby. Ale starałam się nadrabiać miną.
- Zaczynajmy - kiwną głową
smok i rozłożył się wygodnie na środku skrzyżowania. Wzięłam głęboki oddech.
- Więc skąd się tu wziąłeś.
O ile dobrze wiem to smoki nie są stałą fauną Polski a co dopiero Tychów?
- Mieszkałem z rodziną w na
takiej małej wysepce na środku Wielkiego Oceanu, wy go chyba nazywacie Pacyfikiem...
Ładnie tam było, cisza,spokój. Nikt nam nie przeszkadzał. Miałem jeszcze
starszych braci. Pewnego dnia pojawił się mały problem. Żarcia było trochę
mało. A trawy przecież nie będziemy wsuwać.
- No! A tak właściwie to dlaczego
smoki nie jedzą trawy? - Zaciekawiłam się - Krowy jedzą i chyba dobrze im
z tym...
- Może to i dobre i pożywne
- patrząc na krowy - oburzył się smok, chyba słusznie - Ale czy smoki dają
mleko? - Zapytał ironicznie.
- Nie.
- Więc i trawy jeść nie mogą
- uśmiechnął się. Ja zamarłam, zęby miał długie jak moje ramię... Mamo!
Takimi zębami było by ciężko skubać trawę...
- A kapusta i marchewka - chyba
zgłupiałam, przeleciało mi przez głowę - albo ziemniaki? - Definitywnie
padło mi coś na mózg...
 -
Wyobraź sobie smoka z marchewką w zębach? Przepraszam, ale nie, dziękuję...
Nasz ogólny wizerunek jako uosobienia siły i mądrości do czegoś zobowiązuje.
Czyż nie? A ziemniaki? Na surowo? He he - zabulgotało w smoku - zjedz sobie
ziemniaka na surowo a zobaczysz, czym to grozi. I teraz przemnóż to sobie
przez kilkadziesiąt kilo surowego ziemniaka.... Lepsze niż wasza owieczka
od Dratewki, co prawda nie pękasz. Ale... Hłehłehłehłe - chichotał smok
- bardzo przepraszam - uspokoił się trochę.
- Ale ziemniaki można upiec...
- No tak, już zupełnie straciłam rozum.
- Bez soli? Fuj - skrzywił
się, a ja zrobiłam głupią minę.
- No tak warzywka odpadają.
Pozostaje mięsko - rozum powoli mi wraca. Ale temat żywienia był dosyć-
śliski, nigdy nie wiesz, co siedzi smokowi pod czaszką.
- Warzywa odpadają, choć- i
zdarzają się smoki nie jedzący mięska. Ale mięsko... Mmmmmmm - rozmarzył
się smok, mnie od tego warkotu ścierpła skóra na karku - ale broń boże nie
dziewice! Żylaste to takie, nie wypasione, fuj - wzdrygnął się - chrzęści
między zębami i jeszcze tak śmiesznie piszczy. Konserwy - widząc moją zdziwioną
minę sprostował z ironią - Rycerze W Zbrojach też odpadają. Trzeba to to
wydłubywać- z tej blachy, śmierdzi potem, alkoholem i niewiadomo, czym jeszcze.
I jeszcze było mało dźga takim śmiesznym czymś...
- Mieczem albo kopią - podsunęłam
życzliwie.
- Taaa... Plus jest tego taki,
że można sobie potem tym czymś z zębów powydłubywać- resztki metalu... Ble...-
Machną jęzorem w obrzydzeniu - Konserw też nie lubię.
- No to rodzaj ludzki może
spać- spokojnie - mruknęłam pod nosem - Pozostają zwierzątka. Kury? - Smok
może sobie żartować- to i ja też mogę. Chyba... Łypną okiem.
- Kury nie. Małe takie, pierzaste,
próbuje latać- EEE, niech zostanie na ziemi, może kiedyś się nauczy fruwać.
Ale krowy, owce, kozy, konie, świnki mmmmm...Pychota - Oblizał się długim
jęzorem. Na asfalcie pozostała kałuża śliny. - Chodzi to to stadami. Złapać
łatwo. Na zimno i ciepło dobrze smakuje. Tylko ci wieśniacy jacyś tacy strachliwo
- upierdliwi. Albo nawiewają, aż portki gubią, albo próbują wystraszyć-
... Ale co począć- jak się ma ledwo metr siedemdziesiąt w kapeluszu - zmierzył
mnie wzrokiem. Zamieniłam się w słup soli... - Nie ma zmiłuj się - tu wstał
i rozprostował skrzydła, głową sięgał ponad 6 piętro bloku.
"Jak dobrze, że ci ludzie mają żaluzje" pomyślałam "Najmłodszy...
Ciekawe jak wygląda to starsze rodzeństwo" Skrzydła lśniły we wschodzącym
słońcu czerwienią naczyń krwionośnych. Cielsko to złociło się to zieleniało
czystym szmaragdem... Widok zapierający dech w piersiach. Zniżył głowę do
mojego poziomu. Oko z poziomą źrenicą mrugnęło, chyba do mnie.
- Od tej rozmowy o jedzeniu
zgłodniałem - widząc przerażenie w moich oczach dodał - lecę na polowanie.
Lecisz ze mną? - Zatkało mnie.
- Ale.....
- Przecież mówiłem, że dziewic
nie jem. Są żylaste.
- Ale...
- No dobra nie jesteś żylasta
- smok bawił się chyba moim kosztem.
- E? - Powoli coś do mnie zaczęło
docierać.
- No nie zjem cię, z sympatii.
Poza tym musisz mi wyjasnic co to"strona w sieci". Wsiadaj - To co pojawiło
się na pysku smoka to chyba był uśmiech... "Raz kozie śmierć"
pomyślałam, wlazłam na grzbiet smoka. U nasady szyi było to osławione nieosłonięte
miejsce. Usadowiłam się tam.
- Trzymasz się? - Zapytał i
nie czekając na odpowiedź ruszył na polowanie
|
|