|
iedząc
na podwyższeniu usypanym z miękkich, kolorowych poduszek, Król miał w
zasięgu ręki kubełek zimnej wody z którego to, raz po raz popijał lub
w którym moczył kawałek lnianego materiału oraz z drugiej strony, swojego
oddanego doradcę Klaudiusza.
Trzeba wam bowiem wiedzieć
że Król miał zwyczaj przesiadywania w sali tronowej, która wbrew zwyczajom
i modzie była ustrojona tylko wielką górą różnokolorowych jaśków. Miało
to służyć względnie niskiej temperaturze, nawet w okresie lata, sprzyjającej
leczeniu królewskiej dolegliwości, według samego monarchy spowodowanej
głupotą poddanych, a w rzeczywistości nadmiarem wypitego trunku.
- Cóż to za hałasy tam na
zewnątrz? - Spytał lekko zdenerwowany Król przykładając zimny kompres
do czoła.
- O ile się nie mylę, to
słychać dzwony z północnej wieży, chyba ogłaszają jakiś alarm - spokojnie
odparł królewski doradca, mimo iż nie zdarzyło się jeszcze tak, aby bito
na alarm podczas panowania Króla Filemona I.
Jednocześnie Klaudiusz wiedział
iż niepokój może być potraktowany tylko jako objaw słabości i nieudaczności,
a w tamtejszych czasach i okolicznościach ludzie o takich cechach byli
niezbyt mile widziani na wysokich stanowiskach
- Ale o ile Ja się nie mylę,
a nie mylę się nigdy - zaparł się Król - zakazałem bicia dzwonów, ba,
jakiegokolwiek hałasowania nazajutrz po uczcie, a wczoraj właśnie takową
wystawiłem. Czyż nie zgodzisz się zemną drogi Klaudiuszu?
- Zgadzam się co do słowa
- pokornie odpowiedział doradca.
- Więc cóż takiego mogło
się stać, iż zakłócają mój święty spokój?
- Nie wiem Najjaśniejszy
Panie, może to pożar - co Król skwitował tylko krótkim "Eee"
- no to może jakaś ważna egzekucja - znowu "Eee" - ewentualnie
mogli się pokusić o jakiś najazd lub coś w tym rodzaju.
- Że co? Najazd? Na moje
królestwo? I to na dodatek w momencie gdy mnie tak strasznie boli głowa.
Czy ci barbarzyńcy nie mogliby wybrać innego terminu?
- Najjaśniejszy Panie, śmiem
zauważyć, iż wasza "niedyspozycja" trwa już miesiąc, wiec jakiekolwiek
pretensje do owych ewentualnych najeźdźców o wybór nieodpowiedniego terminu
są jakby nie patrzeć bezpo...
Nie dokończył, a może i dobrze,
bo pewnie zawisłby jeszcze dzisiejszego wieczoru.
Nie dokończył z powodu zamieszania
jakie powstało przy drzwiach do sali tronowej. Najpierw dało się słyszeć
krzyki strażników i harmider przepychanki. Później odgłos zgrzytania ciężkich,
okutych metalem butów o kamienną posadzkę i zza rogu wyłonił się wysoki
osobnik w ozdobnym napierśniku, purpurowym płaszczu zapinanym pod szyją
i z hełmem pod pachą. Długie, czarne włosy opadały na ramiona, a stalowe,
bystre oczy skierowane były prosto na Króla.
Uklęknął na jedno kolano,
schylił głowę i pozostając w takiej pozycji, powiedział swoim odnośnym
głosem:
- Serdeczne pozdrowienia
Najjaśniejszy Panie, przyszedłem...
- To dobrze że przyszedłeś
- przerwał mu Król - przynajmniej straż nie będzie musiała się za tobą
uganiać po całym zamku. A teraz masz 15 sekund na uratowanie swojego zapchlonego
tyłka - najwidoczniej władca miał zamiar obarczyć winą za dzwony właśnie
dowódcę straży zamkowej.
- Ja właśnie przyszedłem...aby...
- 10 sekund - bezlitośnie
podsumował Król
W
tym momencie wielki rycerz zdał sobie sprawę z tego, że to nie przelewki,
w grę wchodziło jego życie, zaczął się więc gęsto tłumaczyć:
- Ależ Panie to nie ja, to
tam... bo straż... a ja...
- 5 sekund - czas był nieubłagany,
tak samo jak Król.
W końcu dowódca nie wytrzymał
i wypalił:
- Smoki u bram! Najprawdziwsze
Smoki! - krzyknął i zamknął oczy oczekując najgorszego.
Król o mało co nie sturlał
się z kopczyka poduszek, a doradcy tak szczęka opadła że było widać wszystkie
czarne zęby.
- Jak to Smoki? Gdzie Smoki?
- prawie krzyczał oburzony Król - przecież kazałem wszystkie przechrzcić
i wysłać w cztery diabły. Czy nikt mnie tutaj nie słucha? Odpowiadaj.
- Ależ jest tak jak mówisz
Panie - potulnie tłumaczył dowódca straży - a raczej było. Wszystkie Smoki,
tak jak kazałeś, zostały wygnane. Ale one powróciły, stoją liczbą pod
murami i aż strach nosa zza flanki wystawić.
- Czegoż mogą chcieć? Mojego
zamku, skarbca ? Mojej władzy? A może mnieee.. - zapiszczał zrozpaczony
Król.
- Nie mam zielonego pojęcia
Najjaśniejszy Panie, ale wydaje mi się że chcą nas, mężczyzn...
W oczach Króla zabłysła iskra
paniki. Ale jak przystało na prawdziwego władcę, postanowił walczyć do
pierwszego skaleczenia.
- A ile żeś to naliczył tych
krwiożerczych i bezlitosnych bestii?
- Bedzie z dwa, albo trzy
tuziny.
- Toż to przecież garstka
- prawie zaśmiał się Król, widocznie przestał się czegokolwiek obawiać
- Natychmiast masz wysłać oddział kmieci i ukatrupić ich ile się da. A
nie, czekaj, jednego macie ogłuszyć i pokazać.
- Rozkaz - usłużnie, acz
hardo odpowiedział dowódca, odwrócił się i wybiegł.
I znów w sali tronowej zostali
sami (nie licząc służby), Król i jego osobisty doradca. Monarchę roznosił
gniew, ambicja i ból głowy
- Co za tupet, co za chamstwo
- komentował - przecież jest jasno powiedziane, czarno na białym, że:
"Zakazuje się wstępu, samowolnego przebywania, a nawet niewolniczego
przetrzymywania Smoków na terenie mojego państwa". Czemuż ci głupcy
pozwolili, aby doszło do takiej tragedii. Teraz sąsiedzi pewnie powiedzą:
"Ten Filemon to nawet ze Smokami dać sobie rady nie potrafi",
i już nigdy do mnie na ucztę nie przyjadą. Ajajajaj - Król najwyraźniej,
najbardziej przejął się tym ostatnim.
- Ależ Panie, bądźmy dobrej
myśli, przecież kilka Smoków nie może zachwiać Twojego majestatu, jestem
pewien że tak wspaniała osoba jak Ty...
- Zamilcz! Zamiast paplać
jak stara jędza lepiej byś powiedział co to za dźwięki przebijają się
przez te okropne dzwony.
- To chyba... róg, Panie
ogłaszają zwycięstwo... tak, jestem pewien.
Na te słowa, Król zszedł
z poduszkowej góry i zaczął poprawiać szaty i uczesanie, aby wyglądać
jak najdostojniej.
Minęła jeszcze chwila i przez drzwi weszła gromadka wojaków z dowódcą
straży zamkowej na czele. Wyraźnie było widać że pół niosą, pół ciągną
coś lub kogoś zaplątanego w sieci. Gdy zbita gromadka dotarła do Króla
i utworzyła przed nim półkole, dowódca straży wypchnął owe coś przed siebie,
zdjął z tego sieci i płachty i powiedział:
- Królu, oto jest "Smok"
A Król zobaczył starą, brudną,
śmierdzącą, bezzębną, krostowatą, lekko przygarbioną BABĘ.
|
|