Opowiadanie

Mistrz opowieści
Ludzie nie tworzą opowieści. One płyną szeroką rzeką, a ktoś wyławia co dorodniejsze sztuki, a potem suszy, paczkuje i wysyła do umysłów bardów. Czasem umysł się opiera. Może się to skończyć migreną. Czymże jest jednak migrena przy wspaniałej opowieści. Tym bardziej, że ból głowy jeszcze nikogo nie zabił. Tak myślę. Chyba. Może był jeden wyjątek. Albo dwa. Hm... Nieważne.
Kim jest ten wędkarz? To Tal *. Mieszka on w malutkiej chatce nad Rzeką Opowieści. Wyławia je już o trzech tysięcy lat. I wciąż jeszcze czeka na tę najlepszą, tę jedyną. Wtedy będzie mógł przestać łowić. Ktoś inny zajmie jego miejsce.
Poprzednik Tala nieco "pomagał" opowieściom i został zwolniony już po pięciuset latach. Tal siedział nad rzeką od trzech tysięcy lat i nic. Postanowił wreszcie coś z tym zrobić, pomóc opowieści. Była to najgorsza decyzja, jaką kiedykolwiek podjęto. Nie dla Tala, oczywiście **. Dla świata.
- Najpierw rycerz
Galahad był wojownikiem. Tak jak jego ojciec, dziadek i pradziadek. Ale Galahad nie chciał nim być. Wolał magię. Miał nawet dar. Niewielki, ale zawsze. Ale cóż, życie jest brutalne.
- Mówię ci, to był wielki troll - przechwalał się Gwidon, kolega Galahada.
Oboje siedzieli w tawernie i pili piwo ***.
- Nie widziałem jeszcze metrowego trolla - zakpił Galahad.
- Metrowego?! Był ogromny.
- Mówiłeś, że przebiłeś go mieczem na wylot, czy tak? - Galahad zaczynał się rozkręcać
- Oczywiście!
- Twój miecz jest ubrudzony tylko do połowy. Zatem ten troll musiał być bardzo chudy...
- Może wyczyściłem miecz?
- Do połowy? Ty po prostu zanurzasz miecz po rękojeść w wodzie. Nigdy go nie czyścisz.
- No dobra, to nie był troll, tylko goblin. Ale to nie umniejsza wagi mego czynu.
Galahad uśmiechnął się i sięgnął po kufel z piwem.
Nagle otoczyło go błękitne światło.
I zniknął.
- Galahad? Gdzie jesteś? To nie jest śmieszne, pokaż się! Galahad? Galahad!
- Teraz piękna księżniczka.
- Księżniczko, proszę, bądź tak dobra i załóż tę sukienkę.
- Nie! - księżniczka Gwen tupnęła nogą - zielony nie pasuje do mych oczu.
- Och - jęknęła służąca - więc może tę błękitną?
- Nie, nie pasuje do żółtych trzewików.
- A biała?
- Biała?! Na konną przejażdżkę?! Ubrudzi się! Och, doprawdy, aleś ty głupiutka.
Nagle Gwen otoczyło błękitne światło.
I znikła.
- Aaaaaaaaaa!!! - wrzasnęła służąca i zemdlała.

* Znaczy to „opowiadający”, gdybyś się jeszcze nie domyślił.
** Choć jemu też się oberwało.
***A przynajmniej tak twierdził sprzedawca. Według pijących, był to, hm... produkt przemiany materii kota. Cokolwiek to znaczy.
- I jeszcze zła czarownica...
- Jeszcze raz, Morgain!
Młoda czarodziejka złożyła dłonie w magiczny symbol i próbowała przywołać czarny strumień mocy.
- Och, ty głupia dziewczyno! Nigdy się tego nie nauczysz! - denerwowała się nauczycielka. - Dość na dziś! Przebierz się do obiadu. Czarne szaty nie są odpowiednie.
Morgain w milczeniu skinęła głową.
Nagle otoczyło ją błękitne światło.
I znikła.
- No nie! Dyrektor znowu się zabawia tymi swoimi sztuczkami - westchnęła nauczycielka.
- Oto trzy podstawowe składniki: rycerz, księżniczka, czarownica. Och, i jeszcze smok, oczywiście. Tak, to będzie idealna opowieść.
Trzy postacie zmaterializowały się jakieś dwa metry nad ziemią. I, zgodnie z założeniami natury, spadły na ziemię *.
- Auuuu!
- Aaaaaaa!
- Uch!
- Zejdź ze mnie!
- Au! Co mnie kopnęło?
- Nic nie widzę!
- Zostaw mnie, zboczeńcu! Jestem królewną!
- Ja tylko... au!
- Zabierz te łapy!
- Zaplątałem się!
Po kilku minutach szarpaniny Galahadowi udało się wyplątać z sukni nieznanych mu dziewczyn. Pamiętał błękitne światło, potem wir i... uderzył w ziemię. Czyżby za dużo piwa?
Galahad rozejrzał się. Był na polanie. Przed nim płynęła rzeczka, po prawej stronie był las. Spojrzał na dziewczyny.
Ta ciemnowłosa wstała, odgarnęła rozczochrane włosy i rozejrzała się. Blondynka ubrana w coś, co wyglądało jak koszula nocna wciąż leżała na ziemi.
Galahad przez chwilę gapił się na nią bezmyślnie, po czym zreflektował się.
- Pani - pomógł blondynce wstać. - Jestem Galahad y Celyndran.
Dziewczyna zaczerwieniła się przepisowo **.
- Jestem Gwen y Ilianor
- Ilianor? Zatem jesteś pani córką księcia Eilinu, Akara.
Znów rumieniec pojawił się na twarzy dziewczęcia.
Galahad zwrócił się teraz do ciemnowłosej:
- A ty, pani?
- Co? - spojrzała na niego groźnie.
- Pytałem o twe imię, pani.

* Chociaż z drugiej strony nie do końca widomo, czy można spaść znikąd. Według niektórych, nie można spaść z czegoś, czego nie ma. A zatem owe trzy postacie powinny zawisnąć w powietrzu.
**Chodzi tu o "Jak winna zachowywać się księżniczka - przepisy na każdy dzień" autorstwa jej wysokości królowej Lariny y Lainaran.
- Morgain.
- Morgain jaka? - wtrąciła się księżniczka.
- My czarodziejki wyrzekamy się swych rodów i nazwisk - odpowiedziała dumnie Morgain.
- Jesteś, pani, czarodziejką? - Galahad puścił księżniczkę, która zachwiała się lekko.
Morgain skinęła głową.
- Wspaniale! Wiesz coś może o tym jak zostać magiem.
- No cóż, musisz zgłosić się do szkoły magów, przejść test i uczyć się.
- To takie proste?
- A ty myślałeś, że każą ci walczyć z mistrzem magów.
- Eeee, coś w tym rodzaju.
Morgain spojrzała na niego z politowaniem.
Nagle tuż nad nimi pojawił się ciemny kształt.
- Uciekajcie! - krzyknął Galahad.
Roztrysnęli się na boki. Na ziemi, w miejscu, gdzie przed chwilą stali wylądował zielononiebieski smok.
- Auu - jęknął.
- Aaaaaaaa! - zaczęła krzyczeć Gwen. - Rycerzu, zabij tego potwora!
- Nie mam zamiaru, pani. Nie zabijam smoków.
- O, to jakaś nowość - zakpiła Morgain. - Wojownik, który nie zabija smoków. Interesujące.
Galahad zaczerwienił się lekko.
- Smoki są... zbyt dostojne i mądre, by je atakować.
- Otóż to - powiedział smok. - Panienko - zbliżył pysk do Gwen, która cofnęła się udając strach - uważaj, bo smoki lubią dziewice.
Gwen zrobiła ruch, jakby chciała zemdleć. Galahad powinien ją łapać, ale był zajęty rozmową z Morgain.
- Twoja księżniczka zaraz zaliczy glebę - zauważyła czarodziejka.
- Tak, tak, ale powiedz coś jeszcze o teście.
- EKHM!
Wszyscy obejrzeli się na smoka.
- Ja tu jestem.
- To dobrze - powiedział Galahad i już miał wrócić do rozmowy, kiedy rozbłysło błękitne światło.
I znikł... eee... to znaczy:.. i pojawił się stary mężczyzna. Miał szare szaty, wędkę i siatkę.
- Witajcie! - powiedział - Jestem Tal, mistrz opowieści.
- Fajnie, a ja jestem Rasharan, mistrz przypalania - powiedział smok.
- Zapewne zastanawiacie się, co tu robicie. Otóż wezwałem was, byście stworzyli dla mnie opowieść. To jest wykreowany przeze mnie świat. Galahadzie y Celyndran, ty będziesz dzielnym rycerzem, który pragnie uratować księżniczkę ze szponów smoka.
- Jasne, a tym smokiem pewnie ja, nie? - domyślił się Rasharan.
- Nie, ty będziesz księżniczką - odpowiedziała mu Morgain.
- Smok spojrzał na nią groźnie.
- Cisza! Ty, Gwen y Ilianor będziesz uwięziona księżniczką, a ty, Morgain będziesz złą wiedźmą.
- Co?!!!
Gwen zaczęła się śmiać.
Ciemna błyskawica trafiła ją w nogi.
- Aaaaaa! Co ty robisz?!
- Wczuwam się w rolę - odpowiedziała Morgain z wyrazem mściwej satysfakcji na twarzy.
- CISZA!!! - wrzasnął Tal. - Morgain, udasz się teraz do Mrocznego Zamku, zaś Gwen i Rasharan do wierzy. Ty, Galahadzie zostaniesz tu.
Pstryknął palcami. Na polanie zostali tylko Galahad i staruszek.
- Oto twe zadanie: musisz uwolnić księżniczkę.
- Nie.
- Co?!
- Nie. Porwałeś nas, dałeś bezsensowne zadanie i myślisz, że się zgodzimy?
- Nie macie innego wyjścia.
- Nie rozumiem.
- Jeśli nie wypełnicie zadania, nigdy nie wrócicie.
- Eeee, cóż, jeśli tak stawiasz sprawę... To gdzie jest ta księżniczka?
Tal uśmiechnął się.
- Niemądry Tal. Zamiast opowieści stworzysz gniota - powiedział Głos - A miałeś szansę. Gdybyś poczekał dzień, ci, których porwałeś wzięliby udział w największej przygodzie ich życia. Miałbyś swoją opowieść. A tak... Ech, szkoda gadać. Nigdy nie miałeś dobrego gustu.
txt: