Fakty

Smocza tratwa
a przełomie wakacji 2001 w Augustowie odbyły się VI Mistrzostwa Polski w Pływaniu na Byle Czym.
Obiekty pływające dzielą się na te, które same pływają, i te, które są holowane. Zgodnie z regulaminem łodzie można napędzać siłą mięśni, wolą, kulturą osobistą. Zabroniony jest napęd atomowy i fotonowy. A pływać można na wszystkim...
Uznanie blisko 7-tysięcznego tłumu, który zebrał się nad rzeką Nettą w Augustowie, zyskał Szewc Dratewka. Na dwumetrowym bucie, wykonanym ze sztucznej skóry, siedział bez butów - pan Zbigniew Zaręba, właściciel warsztatu szewskiego pod Przemyślem.
Jednak największe wrażenie na jurorach, mieszkańcach Augustowa i obecnych na zawodach turystach, zrobił smok Mauritius. Ulepiony był z wikliny. Ział ogniem. Miał sześć metrów wysokości. Może zabrać na pokład nawet 50-ciu pasażerów. Jego twórca, Marek Ławniczak z Poznania, sam go napędzał i sterował nim za pomocą potężnego, obracającego się koła, które przypominało młyńskie. Zwycięzca zawodów budował swojego smoka przez trzy miesiące. Zyskał uznanie jury i publiczności oraz pierwszą nagrodę, 5 tysięcy złotych. Smok kosztował więcej. Razem z panem Ławniczakiem na Mauritiusie pływał kundel Ciapek.
- Jestem tu po raz pierwszy, w przyszłym roku też tutaj będę się bawił - usłyszeliśmy o tryumfatora konkursu.
- Smok zwyciężył drugi rok z rzędu - powiedział nam Marek Gąsiorowski z Polskiego Radia Białystok, które zorganizowało imprezę - to już robi się nudne, dlatego postanowiliśmy, że w przyszłym roku żaden smok nie wygra.*
Żaden z oryginalnych pojazdów, które rywalizowały o tytuł najzabawniejszego byle czego, nie zatonął w czasie zawodów.
Na podstawie tekstu Mariusza Korzusa
Zdjęcie - Bogdan Hrywniak



*Ekipa interwencyja Smoczych Stron zamierza wywrzeć nacisk na jury kolejnych mistrzostw w razie zajęcia wyraźnie antysmoczej postawy.

Źródło: Super Expres 24 sierpnia 2001